ORBITKA.COM – Photo-Travel Blog

foto-relacje ze świata i okolic

Interview na zieloną kartę (Green Card)


Wreszcie mogę z USA wyjeżdżać 🙂 Co za ulga. Czekałam na ten moment z wytęsknieniem przez 11 miesięcy.

Przyjechałam do USA 11 września 2015, bo gdy kupowałam bilet, to tylko wtedy były wolne miejsca w samolocie – ciekawe czemu…

20151205-IMG_7702Przez ten prawie cały rok miałam sporo różnych doświadczeń. Zaliczyłam dwa wesela (w tym swoje własne, mocno spontaniczne) oraz dziwny pogrzeb naszego przyjaciela, gdzie zamiast opłakiwania opowiadano wesołe historie z jego udziałem – huśtawka emocjonalna od śmiechu do łez.

W listopadzie padłam ofiarą kradzieży tożsamości, gdy moja karta debetowa poszła na zakupy beze mnie, a raczej tylko jej numer, bo kartę nadal miałam w portfelu, zaś Citibank w Polsce przez 40 dni stosował różne wybiegi, żeby nie oddać 1200 dolarów skradzionych z mojego konta  (tutaj to opisywałam).

W czerwcu w Nowym Jorku ukończyłam 3-miesięczny intensywny boot camp programowania komputerowego.

W międzyczasie zwiedziłam prawie całe wschodnie wybrzeże USA.

Do tego przerobiłam samodzielnie całą procedurę imigracyjną (bez pomocy prawników), a od wczoraj jestem stałym rezydentem USA! Wreszcie mogę wyjeżdżać i normalnie funkcjonować.

Federal Building - Hartford, Connecticut, USA

Budynek federalny w Hartford, Connecticut, USA, gdzie odbyło się nasze przesłuchanie. Źródło: wikipedia

Wczorajsze „interview” na zieloną kartę zakończyło 6-miesięczny proces zmiany mojego statusu turysty na stałego mieszkańca USA. Stos załączników do 10 różnych formularzy zbieraliśmy od dnia naszego ślubu na początku grudnia 2015, a pełen komplet wysłaliśmy w lutym 2016 i od tej pory czekaliśmy. Niestety podczas trwania procedury zmiany statusu nie można opuszczać USA, bo wyjazd przerywa procedurę i trzeba zaczynać wszystko od nowa.

20160224-IMG_0291

W połowie czerwca dostałam pozwolenie na pracę oraz tzw „advance parol”, czyli dokument pozwalający na podróż poza terytorium USA w sytuacjach awaryjnych. Chcieliśmy go przetestować, wyjeżdżając na weekend do Kanady, ale dziewczyny z facebookowej grupy „Polki w Stanach” odradziły mi ten pomysł, mówiąc, że może być różnie z powrotnym wjazdem, bo weekend to nie awaria. Głosy nadal są podzielone, czy jest ryzyko czy nie, ale w końcu postanowiliśmy nie sprawdzać.

20160805-IMG_20160610_173321014

Pozwolenie na pracę oraz „Advance Parol” – dokument umożliwiający ponowny wjazd do USA po wyjeździe w sytuacjach awaryjnych

Immigration Office - waiting room

Poczekalnia w urzędzie imigracyjnym. Na ścianie plakat ostrzega przed oszustami „pomagającymi” w procedurach.

Interview było stresujące: godzina intensywnego przesłuchania na wszystkie sposoby. Formularze aplikacyjne wypełniliśmy zgodnie z instrukcją, do nich dołączyliśmy stertę wymaganych dokumentów oraz wspólnych zdjęć i uznaliśmy, że to wystarczy. W którymś momencie urzędnik nam powiedział, że nasz przypadek jest słaby, bo nie mamy nic wspólnego wskazującego na prawdziwy związek i że powinien nas odrzucić.

Wtedy zrobiło nam się gorąco i zaczęliśmy nerwowo szukać rozwiązań, jakie dowody mogłyby to być. A on na to, że bilety, hotele, rachunki, rodzinne ubezpieczenie, cokolwiek co wskazuje na wspólne życie.

Zaczynamy szybko między sobą ustalać, co mamy przy sobie, lub co możemy dosłać.

– Kasia, a masz może tę kartę ubezpieczeniową? – pyta Daniel.

– Nie mam, została w szufladce – odpowiadam.

– Ale nie kredytową medyczną, tylko tę białą identyfikacyjną – dopowiada.

Zaglądam do portfela i jest.

– O tą ci chodzi? – pytam i mu podaję kartę.

Podajemy obie karty urzędnikowi, który bacznie obserwuje naszą rozmowę.

Dalej kombinujemy, że mamy dużo rachunków z wyjazdów, ale tam zwykle jest jedno nazwisko, że obydwoje mamy karty kredytowe z tym samym numerem i do jednego konta, że Daniel opłacił moją absurdalnie drogą szkołę programowania, głównie po to, żebym poprawiła słownictwo, a przecież szkoła i dojazdy to duża kasa i nie zainwestowałby tyle w kogoś, z kim nie planuje przyszłości.

– Macie na to jakiś dowód? Rachunki? Wyciąg z konta? Dyplom?

– Możemy to wszystko wydrukować, tylko potrzebny jest komputer i internet.

– Tu po drugiej stronie ulicy jest biblioteka, możecie tam pójść i to wszystko wydrukować i przynieść?

– Oczywiście, jeśli trzeba to zaraz pójdziemy i wszystko przyniesiemy, tylko proszę powiedzieć co ma być.

Popatrzył na nas oceniająco (bardziej niż przez cały czas):

– Skoro macie to wszystko, to czemu nie załączyliście?

– Nie sądziliśmy, że to jest do czegoś potrzebne, myśleliśmy, że to co mamy w zupełności wystarczy, a reszta to tylko formalność, no i nie było głowy tuż przed wyjazdem.

– Wyjeżdżacie razem? – znów się zainteresował.

– No tak, pojutrze lecimy do Polski, a tam mamy przyjęcie weselne dla rodziny w Polsce, bo poprzednie widzieli tylko na skype, do tego mamy dużo załatwiania różnych formalności, w tym Daniela polski paszport, gdzie będzie miał pewnie taką samą procedurę, jak tutaj, tyle że w drugą stronę.

– To pewnie macie bilety, plan podróży, rezerwacje…

– No mamy to wszystko w mailach. Możemy przysłać, jeśli to potrzebne.

Dopiero wtedy gość się rozluźnił, wyraźnie mu ręce opadły i potraktował nas jak dzieci, które po prostu nie odrobiły lekcji, ale nie jak złych uczniów.

Potem jeszcze długo nas odpytywał z wiedzy o sobie nawzajem, co zaliczyliśmy całkiem dobrze i w końcu powiedział, że zamyka sprawę z decyzją pozytywną.

Daniel go jeszcze raz zapytał, czy mamy dosłać te bilety i inne dowody, a on na to:

– „Nie słyszałeś, co właśnie powiedziałem? Macie zieloną kartę, nic już nie dosyłaj, następne interview będziecie mieć za dwa lata na stałą kartę, a wtedy się przygotujcie dobrze”.

Już na odchodnym facet nam powiedział, że w tym pokoju widzą wiele szopek. Każdy przychodzi jako zgodna, kochająca się para, trzymają się za ręce, a po paru pytaniach okazuje się, że się prawie nie znają. Ludzie potrafią wydać 30 tysięcy dolarów na fałszywe wesele, żeby były zdjęcia i alibi, a oni muszą to umieć rozpoznać. I że nam wierzy, ale ludzie naprawdę osiągają szczyty kreatywności, żeby ich przekonać do wersji, które nie mają nic wspólnego z prawdą.

W drodze powrotnej do domu analizowaliśmy całą rozmowę i doszliśmy do wniosku, że nasz przypadek wcale nie był słaby, bo załączyliśmy wszystko zgodnie z instrukcją, ale że to taka metoda przesłuchania. Mówiąc, że nas odrzucą, patrzą jak zareagujemy i jak będziemy rozwiązywać problem, czy obie strony się zaangażują jednakowo, czy też tylko jedna strona się przejmie. Ludzie w stresie zaczynają popełniać błędy, a oni obserwują. A my z Danielem przy zagrożeniu zewnętrznym akurat dajemy radę doskonale, tylko przy utarczkach między sobą jakoś różnie wychodzi.

Ciekawa lekcja, ale byliśmy obydwoje tak zmęczeni całym tym wydarzeniem, że teraz potrzebujemy mocno odsapnąć.

Jutro lecimy na długo oczekiwane wakacje w Polsce. Idę się pakować. Do zobaczenia na miejscu.

Reklama

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie z Twittera

Komentujesz korzystając z konta Twitter. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s

%d blogerów lubi to: