Wyspa Wielkanocna, choć wyjątkowa i niepowtarzalna, jest trudna w zwiedzaniu, zwłaszcza gdy pada deszcz. Przez dziury i błoto przemieszczanie było uciążliwe i odbywało się w ślimaczym tempie. W ciągu całego dnia pokonaliśmy niecałe 60 km. Kilka razy utknęliśmy na poważnie w błocie i wydawało się, że to już koniec. Samochód ślizgał się jak zabawka, a kręcenie kierownicą miało niewielki wpływ na kierunek jazdy.
Były też chwile, gdy wydawało się, że samochód nie przeżyje naszego rajdu i miał symptomy agonalne: warczał, stukał i rzęził. Mimo tych oznak dotrwał do końca, dowiózł nas do bazy, a dzięki niemu i naszej determinacji dojechaliśmy do niemal wszystkich miejsc, które zaplanowaliśmy.
Jedna z takich sytuacji, gdy traciliśmy kontrolę nad autem, została uwieczniona na filmie (patrz poniżej), gdy na koniec dnia próbowałyśmy, już tylko we dwie z Agą, dotrzeć do jeszcze jednego parku. Droga okazała się zbyt rozmokła, nie udało się przejechać i musiałyśmy zawrócić.
Film może nie jest wzorem kunsztu operatorskiego ze względu na trudne warunki, w jakich był nagrany, ale za to świetnie oddaje klimat i nasze zmagania.
Trudno uwierzyć, ale ta błotnista droga na filmie to jeden z lepszych jej odcinków, bo jest na przedmieściach stolicy. W pozostałych rejonach droga była określeniem czysto umownym.
(przy odtwarzaniu trzeba mocniej podkręcić głośność, wtedy słychać polinezyjską perkusję w tle – niestety mój program do edycji filmów oraz moje umiejętności montażu na tym poległy).
Najnowsze komentarze