Wtorek, 20.11.2012, godz. 10:40 (w Polsce 13:40).
Jestesmy w Rio. Jako czesc naszego ekstremalnego eksperymentu wzielismy noclegi w oslawionej dzielnicy fawel, ktore znane sa z holywoodzkich produkcji jako slumsy i centrum przestepczosci. W ostatniej chwili nawet bylismy bliscy rezygnacji z tego pomyslu, ale ostatetcznie postanowilismy byc twardzi no i jestesmy. Rzeczywistosc okazala sie jednak duzo prostsza. Dom, w ktorym mieszkamy, jest bardzo czysty, managerka Kiri, australijka, jest bardzo fajna, kontaktowa i merytoryczna dziewczyna, ktora obala nasze mity sztuka po sztuce. Co prawda nadal nie jestesmy przekonani do wloczegi po miescie w poszukiwaniu guza, ale czujemy sie tu coraz mniej wyobcowani. Wczorajsze wieczorne zakupy po drodze z lotniska w dzielnicy przypominajacej Harlem przesunely nasza granice tolerancji i nieco zredukowaly strach przed otoczeniem. Oczywiscie bylismy odprowadzeni wzrokiem przez licznie zgromadzonych miejscowych, ktorzy nie budzili zaufania, ale ostatecznie misja zostala zrealizowana bez strat, zakupy na kolacje zrobione (balismy sie szukac restauracji wieczorem na miescie), a my wrocilismy do hotelu bez przygod.
Nasz hostel jest bardziej jak dom niz instytucja. Mieszanina ciekawych ludzi z calego swiata. No i nareszcie szybki internet. Niestety za olnem znowu deszcz, chyba przywiezlismy go ze soba. Nasz plan wylegiwania sie na plazy Copacabana chyba trzeba zmodyfikowac.
Najnowsze komentarze