Jest wtorek, 20.11.2012, godz 16:50 (w Polsce 19:50).
Wreszcie udalo nam sie zrealizowac nasz misterny plan poopalania sie na kultowej plazy Copacabana i pooddychania tutejsza atmosfera. Znow padl kolejny mit, ze tu jest masakryczne zamordzie i ze nas tu od razu napadna. Lezymy tu juz od godziny i jakos nie widzielismy cienia zachowan agresywnych, jeszcze nie. Pogoda od rana byla slaba, padal deszcz i bylo mglisto, wiec nie nastawialismy sie na plaze, ale nagle zrobilo sie slonecznie, wiec szybko wsiedlismy w taksowke i przyjechalismy poleniuchowac. Na wszelki wypadek wzielismy ze soba tylko niezbedne minimum rzeczy, bo wczesniej wloczylismy sie po miescie idac przed siebie, bez planu i pospiechu.
Przez pogode nie ma zbyt wielkich tlumow na plazy, ale ocean szumi tak uspokajajaco, ze ta chwila moglaby trwac w nieskonczonosc. No i widoki piekne dookola, i same ciacha, gdzie sie nie odwrocic. Sylwetki wypracowane, cierpliwie rzezbione przez strumienie potu na silowni, teraz dumnie sie preza na plazy, a ich wlasciciele doskonale wiedza, jak najlepiej wyeksponowac swoje walory. Zadnych zgarbionych plecow czy opuchnietych brzuchow, same oliwkowe posagi. Chwilo trwaj !!!
Najnowsze komentarze