Jest ok 8 rano czasu lokalnego (-3 godz), w Polsce ok 11.00.
Jeszcze godzina lotu i bedziemy w Rio. W koncu sie wyspalam, a ze na siedzaco to niewazne, bo mialam powazne zaleglosci i organizm w koncu sie upomnial o swoje. W noc przed wylotem wcale nie spalam, poprzednia noc tez byla krotka, bo niecale 5 godzin snu. Na nogach bylam od 43 godzin i zaczelam odczuwac deficyt snu.
Ciekawe, ze w ciagu dnia wcale nie czulam zmeczenia, tyle bylo adrenaliny przy tych wszystkich przesiadkach i naglych zmianach, no i loty krotkie. Dopiero w ostatnim samolocie, gdy juz wszystko bylo pod kontrola, to usnelam w polowie kolacji. Szkoda, ze nie zdazylam zjesc deseru, a jak sie obudzilam to juz mialam stolik sprzatniety.
Dawno nic mnie tak nie ucieszylo, jak gniazdko USB w fotelu (widac na zdjeciu). Ot, ofiara cywilizacji. Naladowalam iPhona o moge dalej Was zanudzac.
Najnowsze komentarze